Po prawie roku nieobecności wracam w wielkim stylu. :D
Jestem… No właśnie, gdzie ja się znajduję? Czuję ból, ale nie potrafię go zlokalizować. Bardzo dziwne pomieszczenie z czterema ścianami o kolorze niebieskim, czterema, bo trudno gołym okiem zobaczyć granicę ścian, tak jakby był okrągły. Łóżko, na którym siedzę, wygląda jak te ze szpitalnych sal. Obok mnie stoi również mała szafka nocna, od razu widać, że wykonana odręcznie. Przedostający się pod drzwiami odór przyprawiał mnie o mdłości, coś jak gnijące ciało psa. Myśl o tym, że znajduję się w szpitalu cały czas mnie dręczyła, mam lęk do szpitali. Miejskie legendy, które krążą po slumsach wypełniają swoje zadanie.
Przy próbie wstania zakręciło mi się w głowie, niemalże upadłem, ale szybko chwyciłem szafki. Coś spadło na ziemię. Bandaż? Cały we krwi, mojej krwi. Krople krwi upadając na podłogę wydając suchy dźwięk przypomniały mi o dziurawym dachu w mieszkaniu Starca. Gdzie ja do cholery jestem?! Co tu się dzieje! - wydzierając się ze wszystkich sił uderzałem pięśćmi o szafkę. Nagle przez drzwi wbiegło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn, jeden wyższy od drugiego o głowę, a za nimi drobna, niska stara kobieta. Z budowy ciała wyglądają na ochroniarzy. Nie zdążyłem zobaczyć jak są ubrani, bo zaraz powalili mnie na podłogę. Kobieta pochyliła się nade mną. Była ubrana w biały fartuch jak te, co noszą pielęgniarki w szpitalach, jest na nią za duży, bo zwisa jak sutanna dla księdza. Cisnęli mną o ziemię, tak że nie mogłem się ruszyć. Ten wyższy usiadł na mnie blokując moje ruchy, drugi stał nad nami gotowy do złapania mnie, gdybym miał się wyrwać. Poczułem ukłucie w prawym barku, zaraz po tym zesztywniałem.
To już druga godzina jak nie mogę nawet poruszyć gałką oczną. Wolałbym, żeby użyto na mnie paralizator, niż to co mi wstrzyknęli. Prawdziwy koszmar, dokładnie jak w snach, w których nie można nic zrobić. Sny, w których goni mnie jakiś dziwny potwór, a ja biegnę stojąc, oczywiście żadnej bieżni w moich snach nie ma. Stoję na idealnie płaskim podłożu, a i tak nie mogę biec. Czasem udaje mi się obudzić, ale rzadko się to zdarza. Z jakiego powodu jestem w tym “szpitalu”? Paraliż ogarnął całe moje ciało, więc to tak muszą się czuć osoby sparaliżowane, a właściwie to tak nie czują. Nie pamiętam jak się tutaj znalazłem, dlaczego mam ranę na głowie. Po Staruszku i Kieresie przyszła kolej na mnie, łańcuch w którym byłem ostatnim ogniwem się niedługo skończy. Szkoda tylko, że w taki sposób bez żadnej ostatniej woli.
Wpadli znowu do pokoju, mało co nie wyrwali drzwi z zawiasów. Przestraszyłem się, ale przez bezwład nie mogłem okazać tego przestraszenia. To ci sami mężczyźni co obezwładnili mnie wcześniej i ta sama pielęgniarka. Tym razem są bez strzykawki, ciągnęła za sobą stojak na kroplówkę. Po co im kroplówka? Przecież jestem w pełni zdrowy, może nie wygląda, ale jednak. Spytałbym ich o co tu chodzi, ale wiem, że mi nie odpowiedzą, a nawet nie mam jak spytać, bo języka też nie czuję. Dobrze, że mogę jeszcze oddychać, chociaż to jeszcze nie zostało mi odebrane. Podłączyła mi kroplówkę do prawego ramienia, nie zauważyłem kiedy umiejscowiła mi wenflon. Zapisała coś w zeszycie i powiedziała do jednego z mężczyzn - na drzwiach wywiesić numer jeden. Spokojnym krokiem wyszli z sali trzaskając drzwiami, tak że słyszałem przez parę minut pisk w uszach. Zaraz po ich wyjściu moje serce zaczęło bić znacznie szybciej. Zaraz wypadnie! Mimo tego czuję się tak zrelaksowany, że zaraz chyba będę się śmiał. Świat jest piękny, te fioletowe niebo zapiera dech w piersiach. To do tego nieba moje serce tak bije, ja wiem o tym, ono kocha niebo. Chcę wzbić się w firmament wraz z sercem, polećmy tam. Dziwne stworzenia przypominające z wielkości i wyglądu dinozaury obserwują mnie z taką miłością jak ja obserwowałem mojego chomika. Świat jest taki piękny, nawet o tym nie wiedziałem. Na plaży stoją trzy osoby, podszedłem do nich. Skądś je znam, a no tak, to Staruszek i Kieres. Tego trzeciego nie znam, przyjrzałem mu się. Hawajskie spodenki i koszula w palmy. Idealnie łączy się z krajobrazem. Spojrzał na mnie i zaczął mówić.
- Piękna pogoda, nieprawdaż?
- Ładniejszej przez piętnaście lat nie było - odpowiedziałem
- Powiedz mi co teraz widzisz? - zapytał i wskazał na otaczającą nas plażę.
- Co za pytanie, przecież widzisz. Te dinozaury są wielkie prawda? - zapytałem nieco zdezorientowany jego wypowiedzią.
- Prawda, są wielkie. Mógłbyś opisać co widzisz? - poprosił nieco głośniej.
- No niech ci będzie… Skoro tak nalegasz, a więc widzę niebo w kolorze purpury z białymi chmurami, stwarza to niesamowitą atmosferę przy tej puszczy drzew i prehistorycznych zwierzętach. Słońce nieco parzy, ale przy takich widokach jest to do zniesienia. Cofnęliśmy się do epoki dinozaurów? - opowiedziałem co widzę podziwiając wszystko dokoła.
- Nie, jesteśmy wciąż w tej epoce, w której żyliśmy.
Schylił się i podniósł jakąś skrzynkę. Brązowa, ręcznie robiona i grawerowana. Wyglądała na ciężką. Spojrzał na mnie i otworzył usta, nagle zrobiło się biało. Jestem w pokoju. Sufit nade mną jest taki jaki był, czyli niebieski. Miałem dziwny sen. Mogę ruszać rękoma, lecz bardzo ciężko mi to wychodzi. Spojrzałem na kroplówkę, była pusta. Na szafce leżał talerz z jedzeniem. Jakaś żółta maź, nie zjem tego mimo tego, że jestem głodny. Wyciągnąłem rękę do niego, lecz nie mogłem go złapać, jakby był dalej niż jest. Spróbowałem jeszcze raz, nadal nie mogę go sięgnąć, przecież szafka stoi parę centymetrów od mojego łóżka. Usiadłem na łóżko. Na podłodze nadal znajdują się lamy krwi. Podłoga zaczęła falować jak na woda na oceanie, lepiej położę się spać.
____________
Autor; MychaM
Korekta: MychaM
Kopiowanie bez zgody autora (mnie) surowo zabronione.
0 komentarze:
Prześlij komentarz